sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 67 - Zaczekaj na mnie...

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

---Emily---
(sen)

Minął tydzień od kiedy jestem w Teksasie. Pogoda tutaj jest kompletnie inna od wiatrów w Londynie. Pomimo, że jest zima, słońce ogrzewa wszystko swoimi ciepłymi promieniami. Pogoda to tylko jedna z różnic między Londynem a Teksasem...a jest ich o wiele wiele więcej. Jedną z nich, mogłabym powiedzieć największą jest... brak Harry'ego. Jeździł w trasie podczas gdy ja byłam z własną rodziną.

Nie zrozumcie mnie źle, bardzo się cieszyłam znowu być z rodzicami po długim okresie bez rozmów z nimi, ale tak strasznie chciałam być w ramionach Harry'ego. Poczuć jego chroniące ramiona otulające mnie w talii kiedy delikatnie łączy nasze usta. Ale najbliższy kontakt na jaki mogłam sobie pozwolić były wiadomości...

Obecnie idę przez bazarek. Machałam do wszystkich, których zostawiłam przez moim wylotem z Brandonem. Pomimo, że to był i ciągle jest mój dom, coś tu nie pasowało. Ci wszyscy ludzie, byli przyzwyczajeni, że ja i Brandon chodzimy razem między alejkami. Trzymając się za ręce i śmiejąc się z własnych żartów. Nie mieli pojęcia co zaszło między nami w Londynie. Nie mieli pojęcia o wspaniałym człowieku, którego poznałam i, w którym się zakochałam. Byłam nieznajoma.

-Emily! Jak się masz? Długo cię nie widziałam.- usłyszałam głos pani Rice dobiegający zza półki.

-Dzień dobry proszę Pani- uśmiechnęłam się. Wspomnienia z dzieciństwa powróciły, kiedy przychodziłam z mamą do sklepu a ona wręczyła mi jabłko. Obejrzałam jej postać; sukienka sięgała jej kostek, a na stopach miała małe, czarne buty. Przy oczach robiły jej się zmarszczki kiedy się uśmiechała. Chociaż była starszą panią, ciągle była urocza. Wyglądała tak samo jak pół roku temu, kiedy wylatywałam.

-Wróciłaś z wizytą?- zapytałam z ciekawością co robię w domu.

-Na jeden semestr- pokiwałam głową. Nie chciałam dużo mówić o tym, dlaczego przyjechałam. Pani Rice uśmiechnęła się  i spojrzała na skrzynkę, którą właśnie przyniosła. Uśmiechnęłam się szerzej, bo doskonale wiedziałam co chce zrobić. Wyciągnęła rękę i sięgnęła duże, błyszczące, czerwone jabłko. Poczułam się jak dziecko.

-Jak za starych czasów- jej ząbki błyszczały kiedy wręczała mi owoc.

-Dziękuję bardzo, pani Rice.

-Pozdrów swoją mamę ode mnie. Witaj z powrotem Emily- pokiwałam i odwróciłam się aby kontynuować swój dzień. Może się myliłam..może nie byłam taką kompletną nieznajomą. Rozmowa z panią Rice, zapewniła mnie, że nie straciłam kompletnego kontaktu z tym światem.

Ugryzłam kawałek jabłka i sięgnęłam do kieszeni. Zauważyłam, że Harry CIĄGLE  nie odpisał od wczorajszego ranka. Przez chwilę pomyślałam aby napisać do Nialla, aby powiedział Harry'emu. NIE RÓB TEGO GŁUPKU! POMYŚLI, ŻE JESTEŚ ZAZDROSNĄ DZIEWCZYNĄ, KTÓRA NIE DAJE MU POWIETRZA.! Pokręciłam głową i schowałam iPhona do kieszeni.

Wiedziałam, że przesadzam. Harry powiedział, że wszystko będzie dobrze pomimo dzielących nas kilometrów.

Przechodząc obok magazynów z plotkami ze świata gwiazd, napotkałam te zielone oczy. na okładce był Harry, mój Harry...tylko nie był sam.

Trzymał rękę na ramieniu wysokiej brunetki. Była ładna. Jej niebieskie oczy były skupione na aparacie, a usta złożone w 'dzióbek' wysyłające buziaka do fotografa. Jej policzek był przy policzku Harry'ego. Uśmiechał się...trzymaj jej dłoń...

Na pierwszej stronie widniał nagłówek " Czy członek One Direction, Harry Styles, znalazł nową miłość podczas trasy? Więcej znajdziesz w środku!!" Szybko odeszłam z tamtego miejsca.

W kilka sekund poczułam się chora. Żołądek robił kółka, a pokój stał się dziwnie mały. Harry znalazł sobie kogoś nowego, kogoś z o wiele mniejszym bagażem niż ja. Nie winiłam go, ale kurwa byłam wściekła. Mój oddech strasznie przyspieszył. Klatka piersiowa podnosiła się i opadała z każdym kolejnym ruchem, kiedy próbowałam uspokoić oddech. Byłam głupia. Byłam idiotką, myśląc, że to wszystko jest jak w bajce i że wszystko skończy się 'i żyli długo i szczęśliwie'. To był koszmar.

-Wszystko będzie dobrze- usłyszałam malutki, cichutki głosik za mną. Odwracając się rozpoznałam znaną mi twarz. Rosie. Jej jasny uśmiech uspokoił mnie trochę. Ale zaraz potem, spojrzałam na nią zdziwiona.

Byłam zmieszana, Rosie była tysiące mil ode mnie. jakim cudem znalazła się w Ameryce. Była w szpitalu więc lekarze mogli obserwować jej zdrowie. Jej rodzice zadzwonili do mnie i powiedzieli, że nie czuję się dobrze. .. nie było żadnego realnego wytłumaczenia, dlaczego przede mną stoi Rosie...

-Jak ty się tu ...

-Wszystko będzie dobrze - powtórzyła.

***

Obudził mnie dźwięk mojego budzika. To był tylko sen...

Wzięłam telefon do ręki, była dziesiąta rano. Podniosłam się z poduszki, odrzuciłam na bok zmęczenie i frustrację.

Pokój Harry'ego i  mój wydawał się pusty. Wyjechał na końcówkę trasy dwie noce temu. Wspomnienie jego odlatującego ciągle było świeże.

***WSPOMNIENIE***

Nie chciałam wypuścić go z mojego uścisku. Przytulając go jeszcze mocniej, chciałam aby ta chwila się nie kończyła. Łzy lecące po  moich policzkach wskazywały na to, że nie byłam gotowa aby wyjeżdżał. Wiedziała, że wyjeżdżał z dobrego powodu. Aby spełniać własne marzenia i uszczęśliwiać miliony. Właśnie za to go kochałam.

- Wszystko będzie ze mną dobrze kochanie - wyszeptał mi do ucha i zostawił buziaka na moim policzku.

-Wiem, ale tak bardzo będę za tobą tęskniła. -przytuliłam go mocniej. Niedługo wyjeżdżam do Ameryki, więc będziemy trochę bliżej siebie.

-Wiem, skarbie ale ja już tam będę zanim wyjedziesz do domu. - obiecał mi - Nie ważne co się stanie, zobacz cię.- pokiwałam głową, na jego obietnicę, wiedząc, że będzie próbował wszystkiego aby tak się wydarzyło.

-Chodźmy Harry!- krzyknął Louis, klepiąc Harry'ego po plecach, dając mu znak, że musi już iść. -Emily, zaopiekujemy się twoim małym chłopcem.- zaśmiał się.

-Ja.Jestem. Mężczyzną.- upomniał się, sprawiając że zaśmiałam się na jego ton. Mocno pocałował mnie jeszcze raz i przytulił na do widzenia. Zaraz po tym siedział już w samolocie.

***KONIEC WSPOMNIEŃ***

Myślałam teraz o moim śnie. Myśl, że Harry trzyma w swoich ramionach inną dziewczynę, ściskała moje serce w klatce. Tysiące ale to tysiące razy zapewniał mnie, że nigdy by tak nie postąpił. Powtarzał mi, że mnie kocha i, że nie szuka kogoś innego.

Widok Rosie, w moim śnie, przykuł moją uwagę. Rosie... nie powiedziałam jej, że wracam do Ameryki. Szczerze? Bałam jej się to powiedzieć. Nie chciałam jej smucić, że nie będę mogła jej odwiedzać przez pewien czas. Nie wyjeżdżam na zawsze, tylko na wiosenny semestr. Ale wiedziałam, że dla niej to będzie jak wieczność.

Wstając z łózka, wzięłam swój telefon. Patrząc na ekran, na mojej buzi pojawił się uśmiech,  z powody imienia, które migało na wyświetlaczu. Harry. Każdego dnia trasy, dzwonił do mnie minimum raz. Żeby dowiedzieć się, czy wszystko jest w porządku, czy już się spakowałam. ... i czy przypadkiem nie wpadł ktoś niezapowiedziany.

-Dzień dobry mi Amor!-przywitałam się.

-Hola!- zażartowała. Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę szafy.

-Jak leci? Mieliście już jakieś kłopoty? - Już znałam odpowiedź.

-Pfff i to ile...Znasz nas. - czyli miałam rację- Tak czy siak, co dzisiaj robisz? - Mój uśmiech nagle zniknął. Przypomniał mi się sen. Harry z inną dziewczyną i Rosie...Musze odwiedzić Rosie.

-Ja, Chciałam pójść odwiedzić Rosie. Muszę jej powiedzieć, że nie zobaczymy się aż do wiosny.

-Idź odwiedzić Rosie Posie, kochanie - doskonale wiedział co chodzi mi po głowie- Musze lecieć, zaraz mamy próbę. Kocham cię. Porozmawiamy potem na Skype'ie?

-Tak. Kocham cię Harry. - przygryzając wargę, chciałam aby powiedział to jeszcze raz. Potrzebowałam usłyszeć to jeszcze raz. Był cicho przez sekundę. I jakby czytał w moich myślach, powtórzył te słowa.

-Kocham cię na zawsze.

***

Szłam wzdłuż korytarza w szpitalu. Każdy krok wydawał się cięższy i cięższy. Ale musiałam to zrobić. Nie wiem jak zniosę tą rozmowę. Nie wiedziałam co robię. Nie tylko z Rosie, ale ze wszystkim.

W dniu kiedy Harry wyjeżdżał w trasę, rodzice Rosie zadzwonili do mnie. Poinformowali mnie, że Rosie czuje się coraz gorzej. Wróciła na trochę do domu..ale zaraz po powrocie..jej objawy znowu wróciły. Nie odwiedzałam jej, bo bałam się. Bałam się stanu w jakim może być...bałam się załamanie przed nią, kiedy powinnam być silna i ją wspierać. Powinnam być przy niej i mówić, że wyzdrowieje. Ale się bałam.

Zapukałam w duże drewniane drzwi, które rozdzielały korytarz od pokoju Rosie. Zero odpowiedzi. Oparłam czoło o zimna powierzchnię. Skup się Emily! Bądź silna dla niej! Zapukałam jeszcze raz. Tym razem usłyszałam szumy po drugiej stronie.

Klamka się przekręciła i zobaczyłam bardzo zmęczoną, wykończoną mamę. Mamę, która siedziała cała noc przy swoim dziecku aby zobaczyć czy czuje się dobrze.... aby zobaczyć czy jej dziecko ciągle żyje.

-Emily- na jej tworzy pojawił się słaby, lecz kochający uśmiech.

-Jak ona się trzyma?- zapytałam. Spojrzałam w oczy mamy Rosie, ale nie skupiałam się na nich. Nie chciałam za bardzo myśleć, aby potem się nie rozpaść.

Spojrzała na mnie. Przygryzała drgającą wargę, nie musiała nic mówić. Wiedziałam, że się boi tak samo jak ja. Owinęłam ją swoimi ramionami, mając nadzieje, że chociaż na kilka sekund....będzie to tarcza przed światem.

-Czuje się lepiej, Po prostu potrzebuje kilku nowych lekarstw, ale tak bardzo się boje. Jest taka mała.- płakał na moim ramieniu. Nie chciałam jej puszczać, przestraszona tym, że jeśli to zrobię przewróci się na ziemie..- Chciałabym...chciałabym się z nią zamienić miejscami. Chciałabym walczyć za nią. Ona na to nie zasłużyła. - Wyszeptała mi do ucha.

Kiedy usłyszałam to od kobiety, która ciągle była silna, coraz bardziej obawiałam się przed tą rozmową z małą, kruchą, osobą.

-Mogę ją zobaczyć?- przełknęłam gule w gardle.

-Oczywiście, pójdę na dół, na kawę. - małe ciemne kółka, pod jej brązowymi oczami, wskazywał na to, że miała najmniejszą nić nadziei. - Nie śpiesz się skarbie.

Pokiwałam głowa i patrzyłam jak odchodzi korytarzem. Chciałam ją jeszcze raz przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale prawda była taka...że nie wiedziałam, czy wszystko będzie dobrze...ze wszystkim. Z powrotem do Ameryki. Z Harry'm, który jest tak daleko ode mnie. Z Rosie w szpitalu. Nie wiedziałam co przyniesie przyszłość. I to mnie przerażało.

Przytuliłam się mocniej. Chciałabym aby ktoś teraz przy mnie był i powiedział MI, że wszystko będzie, nawet jeśli miało to być małe kłamstwo... uspokoiłoby mnie. Harry zawsze to robił. Ale teraz był w trasie. Zmartwienie 'zalało' moje ciało kiedy uświadomiłam sobie, że będzie miliony sytuacji, kiedy będę smutna, przestraszona czy zła, a Harry'ego przy mnie nie będzie.

Potrząsnęłam głową i zapukał w drewniane drzwi. Nie czekając na odpowiedź, weszłam do małego, słabo oświetlonego pokoju. Stół, który stał pod ściana był wypełniony kwiatami,misiami i balonikami z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Zapach, który pochodził od kwiatów zamaskował typowy zapach szpitala. Zmiana wyszła na dobre. Wiedziałam, że Rosie ją polubiła.

Spojrzałam w swoje lewo. Leżała na łózko, z zamkniętymi oczami i rękoma po obydwu stronach swojego ciała. Na twarzy widniało zmęczenie. Chciałam płakać. Chciałam rzucić się na ziemie..krzyczeć...wrzeszczeć...ale najbardziej modlić się. Nie chciałam aby to małe dziecko jeszcze bardziej cierpiało. .. chciałam jej zdrowia. Chciałam żeby żyła jak normalnie dziecko, bez zmartwień. Ale ona w zamian walczyła w największej bitwie. W bitwie o życie.

Lekarze powiedzieli, że wszystko z nią dobrze,  wystarczy, że dostanie nowe leki. Ale ja ciągle się martwiłam co może stać się tej małej dziewczynce...dziewczynce, którą pokochałam jak młodszą siostrę. Spojrzałam na jej ręce. Były takie chuda, strasznie schudła od mojej ostatniej wizyty. na głowie miała granatową bandanę ze złotymi gwiazdkami.

-Cześć Emily - usłyszałam cichutki głosi. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam kiedy otworzyła oczy, które teraz błyszczały. Pomimo, że była chora, jej oczy mówiły, ze jeszcze nie jest gotowa aby się poddać.

-Cześć Rosie Posie- wyjąkałam. Mój głos zdradzał mój uśmiech. Nie chciałam aby ona się dowiedziała, że jestem smutna. Ale moje drżące powitanie mówiło wszystko...

-Co się dziej?- zapytała zmartwiona. Podparła się swoimi chudziutkimi rękami i usiadła. Pomimo, że potrzebowała trochę pomocy, udało jej się usiąść. Była taka silna.

-Jak się czujesz?- zapytałam, przygryzając policzek od środek policzka jak najmocniej aby powstrzymać się od płaczu. Jej jasne oczy oceniały moje emocje. Wiedziała, że coś chodzi mi po głowie, zawsze wiedziała.

-Czuje się lepiej niż ty wyglądasz - uśmiechnęła się, próbując poprawić humor. Lekko się uśmiechnęłam. Była w nastroju do żartowania. Ale nie wiedziała czy to dlatego, że czuła się lepiej czy... próbowała zamaskować to, że czuję się okropnie.

-Jak się czujesz?- powtórzyłam pytanie, łapiąc za jej kruchą dłoń. Dając jej w ten sposób sygnał, że nie musi przede mną nic ukrywać.

-Zmęczona- spojrzała na nasze złączone dłonie - Przestraszona.

-Lekarz powiedział, że leki ci pomagają. Mówił, że jesteś silnym wojownikiem. - uścisnęłam delikatnie jej dłoń, wiedząc że mogę jej coś przez przypadek zrobić.

-Co się dzieje Emily?- zapytała mnie znowu. Spuściłam wzrok, zanim znowu zaczęłam mówić.

- Ro..Rosie. Ja..ja - łzy zaczęły lecieć mi po policzkach. Nie byłam pewna czy dam rade to zrobić. Nie chciałam jej opuszczać. nie chciałam aby ona myślała, że się na niej zawiodłam, że już ona mnie nie obchodzi. Tak bardzo się bałam. Chciałam aby wiedziała, że ją kocham, i że ciągle w nią wierzę. Musiałam jej powiedzieć. Powoli. - Moja mma..ma zadzwoniła... i ... onna, ona sądzi, że nnajlepiej bę..będzie jak na razie wwróce do d..domu- cholerne jąkanie się. To sprawiało, że czułam się sto razy gorzej.

Małe łzy, które pokazały się w oczach Rosie, wskazywały na to, że pomimo tego, że nie czuła się z tym w stu procentach pewna, nadal mnie słuchała.

-Harry'ego tu nie będzie pprzez jakich cz..czas. Będzie w trasie z chłopcami i .. ja i moi rodzice stwierdziliśmy, że najlepiej będzie jak będę z nimi....dopóki nie przyjdzie wiosna. - zębami przygryzałam wewnętrzną stronę policzka. Próbowałam się nie 'rozkleić'. - K..kiedy wróci Harry..obiecuję ci, że ja też wrócę.

Był tam, patrzyła prosto w moje oczy. Nie mogłam powiedzieć o czym myślała. Łzy, które teraz spływały jej po policzkach mówiły mi, że nie była zadowolona. ... ale małym uściśnięciem mojej dłoni, zapewniła mnie, że rozumie.

-Czy wyjeżdżasz na zawsze?- cichutki głosik opuścił jej blade  usta - Już nigdy cie nie zobaczę?

-Nie kochanie...nie na zawsze - płakałam. - Powiem ci coś. Znajdę jakiś sposób aby cię zobaczyć. Może przez rozmowy na skype czy przez telefon. - powtarzałam jej, że jeszcze mnie zobaczy. ... ale najbardziej zapewniałam siebie, że to ja ją jeszcze zobaczę- Chcesz tak zrobić? Chcesz znaleźć jakiś sposób abyśmy ciągle były w kontakcie? Możemy być pen pals (nie mam zielonego pojęcia jak to przetłumaczyć na polski aby było poprawnie gramatycznie :o pen - długopis pal - znajomy, to jest taki znajomy, z którym ciągle piszesz np. listy ).

-Tak, podoba mi się to.

-Będzie moją najlepszą pen pal? - uśmiechnęłam się, pokazując jej, że wszystko jest okay.

-Najlepsze znajome przez Skype.- wyszeptała.

Usiadłam obok niej, z wielką chęcią zapytania jej. Tak bardzo chciałam aby te słowa opuściły moje usta. Ale nie byłam pewna czy mogę...czy ona może. Tak bardzo chciałam ją zapytać czy może na mnie poczekać. .. żeby nie opuszczała tego świata beze mnie, która ją wspiera.Chciałam ją prosić aby zaczekała na mnie. Chciałam ją prosić aby się nie poddawała. Żeby była silna. Ale to by było strasznie samolubne z mojej strony. Nie mogłam tak na nią naciskać.

A co jeśli nie mogła poczekać? A jeśli była za bardzo zmęczona aby dłużej walczyć.Tego wszystkiego jest za dużo jak na taką jedną osóbkę. Nie chciałam sprawić aby ona myślała, że MUSI poczekać na mnie.

Nie chciałam opuszczać Londynu z myślą, że Rosie jest smutna. Chciałam aby myślała, że ją kocham i że jest niesamowitym małym dzieckiem. Pomimo tego, że ona postrzegała mnie jako bohatera, to ja powinnam patrzeć na NIĄ jako bohater. nikt kogo znam nie miał tyle siły co ona. Była silna, była wojowniczką.

- Ja wytrzymam - wyszeptała jakby wyczytała z mojej twarzy o czym myślałam.

-Kocham cię Rosie.. cokolwiek się stanie - Musiałam przestać...nie mogłam poddać się na tym dziecku. Ale potrzebowałam aby ona wiedziała, że jestem przy niej, a jeśli nie mogłaby dłużej walczyć.... że ją kochałam i że nikt nie mógłby być na nią zły. - Cokolwiek się stanie, chciałam abyś wiedziała, że cię kocham okay? Nikt nie jest na ciebie zły. Nikt na ciebie nie będzie zły. Słyszysz mnie? - pokiwała głową - Po prostu odpocznij, dla siebie samej. Okay skarbie? Zrób to dla siebie. - Była rozmazana. Moja wizję zasłaniały łzy.

-A c o z mamusią?- jej cichutko głos zwrócił moją uwagę. - Czy mamusia będzie zła? Ona może myśleć, że się poddałam...że już nie chciało mi się walczyć..Czy ona będzie zła?

Myślałam nad odpowiedzią, kiedy roztrzęsiony głos zza drzwi mnie wyprzedził

-Nie kochanie, mamusia nigdy nie będzie na ciebie zła.- to była mam Rosie. Słyszała dużą część naszej rozmowy. Podeszła do córki i otuliła ją ramionami. - Nie ważne co się stanie, mamusia zawsze cię będzie kochać- Moje serce bolało, ale wiedziałam że Rosie jest otoczonymi tymi, którzy ją kochają.

-Obiecujesz?- wyciągnęła mały paluszek, abyśmy złożyły pinky promise że nigdy nie będziemy na nią złe, gdyby dłużej już nie wytrzymała.

Zahaczając swój palec o jej, przybliżyłam się aby ją przytulić.

-Pinky Promise Rosie - zostawiłam buziaka na czubku jej bandany.

Z powrotem usiadłam obok niej i patrzyłam jak po cichu ziewa. Pomimo, że leki jej pomagały traciła dużo energii.

-Śpiąca? - jej mama pomogła jej się położyć na szpitalnym łóżku.

-Nie  - uśmiechnęła się do nas, próbując ukryć swoje zmęczenie.

-A może zaśpiewam ci piosenkę?- zapytałam, przykrywając ją pościelą.

-Zostaniesz jeszcze trochę? zapytała.

-Zostanę na noc ... jeśli się pani zgodzi - zapytałam jej mamy. Uśmiechnęła się do nas i pokiwała głową.

-Będę w kafeterii. Potem do was zajrzę. - wyszła z pokoju.

Znowu spojrzałam na Rosie, moją Rosie Posie. Wszystko z nią będzie okay. Miała nas wokół siebie, którzy się modlili o jej zdrowie i  wspierali ją. To wszystko czego potrzebowała.

-Gotowa skarbie?- zapytałam. Pokiwała głową. Zaczęłam śpiewać, a jej ciężkie powieki powoli zaczęły się zamykać.

- Isn't she lovely...
Isn't she wonderful ..

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Okay, chciałabym przeprosić, że dodaje rozdział na dwa tygodnie, ale jakoś tak wyszło :/ Ten rozdział miał 5 stron A4 i mało dialogów ( a szczerze mówiąc o wiele szybciej tłumaczę rozdział jak jest jakaś akcja i dialogi), do tego dochodzą próbne egzaminy i bierzmowanie ( wiecie roraty, rekolekcje itp). Mam nadzieję, że zrozumiecie :)

I dziękuje za tyle komentarzy i odsłon :D Poprzedni rozdział miał 394 odsłony w ciągu 24h *.*

3 komentarze:

  1. ojojo czuje ze zbliza sie koniec heh ;C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak samo, nie chce żeby ta cudowna historia się już skończyła

      Usuń
  2. chcę już nowy ;c tak bardzo podoba mi się te tłumaczenie <333

    OdpowiedzUsuń

1 Komentarz = 1 uśmiech na twarzy tłumaczki :)