środa, 3 lipca 2013

Rozdział 3 - Obiad dla jednego?

---Emily---

Dzwoni...dzwoni...dzwoni...Odbierz Brandon.

"Ha-Halo?" Z tyłu można było usłyszeć okrzyki.

"Brandon, będziesz niedługo w domu? Zaczynam głodnieć, Chciałabym wiedzieć czy zjesz ze mną? " Usłyszałam jeszcze głośniejsze okrzyki w tle...musieli oglądać mecz w barze.

"Ko-kochanie, nie słyszę cię...będę w domu póź- BIEGNIJ BIEGNIJ BIEGNIJ !!! ah idiota , było blisko" Ouch, moje ucho. Krzyczał do telefonu.. zapomniał, że rozmawia ze mną.

"To znaczy nie?" Zapytałam lekko rozczarowana. Naprawdę chciałam pójść na randkę. Nigdy razem ze sobą nigdzie nie wychodziliśmy. Nie mogę dużo narzekać. On ciągle dużo pracuje... a ja potrzebowała jego pomocy ze szkoła.

"Przepraszam skarbie. Może zaproś przyjaciół?" Czy on wie, że nie mam żadnych znajomych? Powiedziałam tylko krótkie "pewnie" i się rozłączałam. Świetnie..samotna noc.NIE zamierzam snuć się po mieszkaniu, nie zamierzam chodzić cały czas przygnębiona. Zamierzałam się ubrać, umalować i wyjść zjeść w restauracji. Jakoś to przetrwam. Pracowałam tak ciężko przez te 2 miesiące.

Wzięłam szybki prysznic i nakręciłam sobie włosy. Chciałam wyglądać ładnie, chociaż i tak nikt mnie nie zauważy. Otworzyłam moją szafę, wyjęłam sukienkę, którą trzymałam na specjalne okazje. Sukienka była obcisła, czarna, materiał na jednej nodze był podwiniemy i tworzył mała kokardkę. Założyłam do tego czarne lakierki. To wszystko, razem z fryzurą, wyglądało prześlicznie. Zostawiłam to wszystko na specjalna okazje, ale z planem pracy Brandona... to była jedyna sytuacja kiedy mogę tak wyjść.

Wyszłam drzwi, zakluczając je za mną. Było trochę zimno więc wzięłam czarny płaszcz który sięgał mi do kolan. Poszłam na przystanek autobusowy. Byłam w nastroju na włoskie jedzenie. Dzięki Bogu, autobus szybko przyjechał. Uśmiechnęłam się do kierowcy i poszłam na tył...ogrzewanie było włączone.

Po chwili autobus zatrzymał się przed restauracją. Wysiadłam z pojazdu i spojrzałam w górę na znak, 'Little Italy' ( postanowiłam nie tłumaczyć nazwy, ale jakby ktoś nie wiedział, Małe Włochy,) . Świąteczne lampki były powieszone naokoło. Znak był bardzo jasny. Winorośl pokrywały kamienne rogi restauracji. Weszłam do restauracji, było cicho. Gdzieś w tle leciała muzyka grana na pianinie.

"Dla dwóch?" zapytał kelnerka uśmiechając się.

"Jednej" opuściłam wzrok na dół. Kiedy znowu podniosłam wzrok, jej uśmiech zniknął. Na pewno domyślała się dlaczego przyszłam sama.

"Proszę za mną" poprowadziła mnie do stolika przy oknie, przyjęła zamówienie na napój i poszła po niego.

Rozejrzałam się po restauracji, była prawie pusta. Para staruszków usiadła po przeciwnej stronie restauracji,  kobieta śmiała się z czegoś co powiedział mężczyzna. Nachylił się i pocałował jej dłoń. To było takie piękne i romantyczne. Westchnęłam głośno.

"Proszę bardzo, proszę pani" powiedziała kelnerka wyrywając mnie z moim myśli.

"Bardzo dziękuje" Wzięłam napój i upiłam łyka. Czerwone wino. Zamówiłam swój posiłek, lasagna z sałatką. Patrzyłam się na starszą parę, kiedy otworzyły się drzwi wpuszczając zimne powietrze. Obejrzałam się i zobaczyłam,że weszła piątka chłopaków. Wszyscy byli ładnie ubrani. W smokingi i krawaty. Tylko jeden miał muszkę...rozpoznałam go...Harry Styles. Cholera.

Odwróciłam się z nadzieją, że mnie nie zobaczyli. Proszę, proszę, proszę, proszę.

"Emily?" usłyszałam głęboki akcent z Chesire. Spojrzałam z pod moich rzęs. Patrzył na mnie z góry i uśmiechał się.

"Cześć Harry" uśmiechnęłam się rumieniąc się lekko.

"Dwa razy w ciągu jednego dnia. To musi by przeznaczenie." Uśmiechnął się szeroko, pokazując swoje dołeczki...wyglądał prześlicznie w tym garniturze i muszce. "Oh, powinienem być cicho, twój chłopak może usłyszeć" powiedział rozglądając się w około, pewnie chciał go znaleźć.

"J-jego tu nie ma" powiedziałam spuszczając wzrok. Byłam zażenowana tym, że jadłam sama. Spojrzałam na niego, a jego uśmiechu już nie było. Boże, to było żenujące.

"Harry!" ktoś z tyłu zawołał. Obydwoje spojrzeliśmy w tamtym kierunku, to był Louis. Szedł w naszym kierunku. "Louis Tomlinson" wyciągnął rękę.

"Emily Olsen" uścisnęłam mu dłoń, uśmiechając się.

"POCZEKAJ! TA Emily Olsen?" powiedział z wielkim naciskiem na TA. "Ten chłopak nie mógł przestać o tobie gadać...teraz wiem dlaczego." Zarumieniłam się. Zerknęłam w góre na Harry'ego, raził Louisa swoim wzrokiem.

"Więc gdzie jest twój chłopak?" zapytał Louis. Patrzył na mnie, czekając na odpowiedź.

"On..umm, wyszedł z przyjaciółmi."

"Wyszedł z przyjaciółmi zamiast z taką pięknością jak ty ? Musi być idiotą" Louis dosadnie odpowiedział.

"Chciałabyś do nas dołączyć?" jego zielony oczy patrzyły prosto na mnie. Kurde...on był piękny.

"Dopiero zamówiłam" zaczęłam mowić .

"Powiemy kelnerce, żeby przyniosła twoje zamówienie do naszego stolika." powiedział radośnie Harry. "Kelner, proszę przynieść tej pięknej damie jej jedzenie do naszego stolika, dzisiaj będzie jadła z przyjaciółmi." Przyjaciółmi?...tak,przyjaciółmi..mogę tak powiedzieć. Uśmiechnęłam się i poszłam za Harrym i Louisem do ich stolika na końcu sali.

"Cześć" usłyszałam irlandzki akcent "Jestem Niall" uśmiechnęłam się i podałam mu rękę.

"Emily". Otworzył szerzej oczy i spojrzał na Harry'ego.

"TA  Emily?" powiedział nie spuszczając wzroku z Harry'ego.

"Jak dużo o mnie mówiłeś?" zaśmiałam się, pytając się chłopaka z lokami.

"Dużo. Emily to.. Emily tamto..Tak w ogóle to jestem Liam." ciemnowłosy chłopak podał mi dłoń.

"Zayn" przedstawił się, podając mi dłoń jak pozostali.

"Taaak, ciągle gadał o tobie albo patrzył się na twoje-- Aaał" Harry uszczypnął Louisa. Zaśmiałam się... ale moje emocje opadły kiedy zdałam sobie sprawę co miał zamiar powiedzieć Louis. Patrzył się na moje stringi cały dzień. Moje policzki przybrały kolor szkarłatu. " Awwww ona się rumieni" Louis wskazał na mnie. O mój Boże, zabił mnie..proszę.

"Zignoruj go" Harry wyszeptał mi do ucha, jego oddech lekko połaskotał mi szyję. Skinęłam głową i uśmiechnęłam się.

"Więc.. nie jesteś stąd?" zapytał Niall kiedy usiedliśmy.

"Skąd wiedziałeś?" zapytałam lekko zmieszana .

"Twój akcent..jest amerykański"Uśmiechnął się, jego niebieskie oczy zabłyszczały. Musiał mieć coś wspólnego z amerykańskimi dziewczynami.

"Tak, jestem z USA.. z Texasu dokładniej."

"Co tutaj robisz swoją drogą?" zapytał Louis.

"Mój chłopak dostał tu ofertę pracy i zapytał się mnie czy nie chcę z nim jechać. Powiedziała 'tak' , od kiedy macie tu w Londynie ta WSPANIAŁĄ Szkołę Medyczną." Wytłumaczyłam.

"Szkoła Medyczna? To wspaniale Emily!" powiedział Liam. Zainteresował się moim kierunkiem.

"JESZCZE nie chodzę do tej szkoły, ale ciągle nad tym pracuje. Chodzę do collegu .. albo uniwerytetu, jak kto woli."

"Jaką wybierzesz specjalizację?" zapytał Zayn.

"Chciałabym się skupi na dzieciach.. więc pediatra." Wszyscy się uśmiechnęli, kiedy wytłumaczyłam im jak chcę pracować z dziećmi.

Zamówili swoje posiłki. Nasze zamówienia przyszły w tym samym czasie, nawet moje. Pewnie kelner zrobił tak, ponieważ wtedy nie musiałabym jeść sama. Dzięki Bogu.

Zjadłam wszystko, było przepyszne. Ser smakował wyśmienicie. Zanim o tym się dowiedziałam mój talerz był pusty. Spojrzałam w górę. Pięć par oczu patrzyło na mnie ze zdziwieniem....eee.

"T-ty skończyłaś jeść..przed Niallem?" zapytał Harry.

"Tak...eeee... nie lubię marnować jedzenia." powiedziałam patrząc na mój pusty talerz.

"Moja dziewczyna" zaśmiał się Niall. Harry popatrzył się na niego swoim "odczep się" wzrokiem.

Wszyscy jeszcze trochę porozmawialiśmy. Chłopcy opowiedzieli mi o nadchodzącej trasie i jak obecne spędzają wolny miesiąc. Rozmawialiśmy o tatuażach i o miejscach, które chlelibyśmy odwiedzić. Po pewnym czasie spojrzałam na zegarek...20 minut do północy. Cholera.Wstałam.

"Dziękuje za towarzystwo, muszę już wracać" Przytuliłam każdego z chłopców i wybiegłam z restauracji. Przystanek znajdował się dobre 100 metrów od miejsca, gdzie teraz stoję."STOP!Proszę!" biegłam w stronę pojazdu...kierowca mnie nie słyszał..odjechał. Kurde.

"Wszystko OK?" dogonił mnie Harry.

"Spóźniłam się na autobus..nie mogę o tej porze wracać do domu." powiedziałam patrząc na śnieg, który przykrywał ziemię...świetnie... co teraz zrobię?

"Podwieziemy cię" krzyknął Louis, sprawiając, że podskoczyłam i zgubiłam równowagę. Harry mnie złapał, objął mnie rękami, trochę tak jak niektórzy tańczą. Wpatrywałam się w jego zielone tęczówki. "Ekhem.. jeśli już dwa zakochane ptaszki skończyły...". Stanęłam, poprawiłam płaszcz. Jejciu, Louis na prawdę wiedział jak zawstydzić ludzi.

"Jeśli nie będę problemem..." Zapytałam i spojrzałam na Harry'ego z pod moich rzęs. Uśmiechnął się, położył dłoń na dole moich pleców i zaprowadził do samochodu.

Jestem bardzo zadowolona,że spotkałam tych gości..jestem bardzo zadowolona,że nawiązałam nową...przyjaźń.

1 komentarz:

  1. chuj z tego Brandom'a - sorry za słownictwo, ale to nic z porównaniem co tak naprawę przychodzi mi do głowy. Jak on może ją tak ignorować, no jak?!

    OdpowiedzUsuń

1 Komentarz = 1 uśmiech na twarzy tłumaczki :)